— Czy dziś nie przyjdą! — pomruknął Penhoel.
Prawnik usiadł na krześle tuż przy nim.
— Nim przyjdą — rzekł — moglibyśmy pomówić cokolwiek o interesach.
Trwoga i wstręt nieprzezwyciężony ukazały się na twarzy Penhoela.
— Nie... nie — odpowiedział — nie dziś przynajmniéj.
— Bo widzisz pan... że źle z nami.
— Co czynić?... pomruknął Remigeusz znużony. — Czy chcesz mi przypominać to, co się już stało? Wiem dobrze że nadejdzie dzień w którym nie pozostanie mi inny środek jak sobie w łeb wypalić.
— Nadejdzie dzień — powtórzył prawnik głosem, który zdawał się wyrażać: „ten dzień jest bliższym jak sądzisz.”
Poczém dodał ze słodyczą:
— Co się stało, to się stało Penhoelu, i nie wspomnę ci o sfałszowanych podpisach... nie obawiaj się, nikt nas nie podsłuchuje... chciałem tylko zapytać ciebie, wiele
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/423
Ta strona została przepisana.