Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/437

Ta strona została przepisana.

je twarze bardzo blade i malującą się w nich trwogę.
Pomimo głębokiéj ciemności, można było rozróżnić strażnicę i ławkę z darniny.
— Jakby się tu można ukryć... — szepnął margrabia głosem lekko wzruszonym.
— Oh! oh! — odezwał się Makreofal usiłując przybrać ton junacki — zdaje mi się że głos pański jest drżącym... bądź pan spokojny... stary Penhoel umarł... i niech mię djabli porwą, jeżeli żyjący mają ochotę zwiedzać jego altanę.
Suchy liść zaszeleściał pod nogą margrabiego, p. Protazy Hiven zatrzymał się wydawszy okrzyk obawy.
— Czyś pan słyszał — zapytał Margrabiego wstrzymując swój oddech.
Pontales przekonał się że nie było nikogo w strażnicy.
— W istocie! — rzekł prawnik wstydząc się swéj obawy — zdawało mi się... mniemałem... z zresztą powołanie moje uwalnia mnie od junactwa... teraz kiedyśmy zwiedzili miejscowość, głosuję ażebyśmy wrócili na dawne stanowisko.