Pontales i prawnik cofnęli się cokolwiek i ukryli za krzakami.
Wkrótce można było rozróżnić stąpania dwóch osób zbliżających się zwolna.
— To on! — rzekł Pontales.
— Z kobietą... — odpowiedział prawnik.
— To Lola zapewne.
Makreofal wysunął głowę z pomiędzy gałęzi.
— Nie! — rzekł z zadziwieniem — to pani Penhoel...
Gdy Robert i kobieta której towarzyszył zbliżyli się do wieży, kilka wyrazów z ich rozmowy doszło do uszu Pontalesa i Hivena.
Była to rzeczywiście Marta Penhoel. Pomimo ciemności można ją było poznać. Robert w inponującéj postawie prowadził ją pod rękę.
Gdy Marta mówiła, Pontales i Hiven słyszeli szmer tylko; przeciwnie zaś gdy Robert odpowiadał, nie utracili ani słówka. Głos Roberta był donośny, wesoły, i odznaczał się dobrym humorem.
— Dziś Penhoel — mówił w tej chwili
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/444
Ta strona została przepisana.