Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/451

Ta strona została przepisana.

pokrywała śmiertelne udręczenie malujące się na jéj obliczu.
— Nie mogę się panu opierać — wyrzekła głosem zaledwie zrozumiałym — co rozkażesz, muszę spełnić.
— Wybornie! — zawołał wesoło Robert chowając pugilares do kieszeni — przyjemnie jest mieć do czynienia z rozsądną kobietą.
Poczém odezwał się jak aktor przemawiający do chóru.
— Hola! czy jest tu kto?
Hiven wyszedł z ukrycia.
Pani spostrzegłszy go, cofnęła się z trwogą.
— Mam zaszczyt złożyć pani moje głębokie uszanowanie — rzekł Makreofal słodziutkim głosikiem — nic nie słyszałem, a choćbym nawet i słyszał — dodał nachylając się do ucha Marty zawstydzonéj i drżącéj — czyliż pani nie wiadomo, że jestem jéj wiernym sługą, gotowym dla niéj dać się porąbać w sztuki...
— Panie Hiven — rzekł Robert — bądź tak łaskaw udać się z panią Penhoel do pałacu... pójdziesz z nią do pokoju jéj męża, który zgodnie z jéj życzeniem, doręczy ci piśmienne