Kawałek smolnéj drzazgi tlącéj zatknięty w ścianie za łóżkiem, oświecał jego rysy kościste, które rzucały cień na oblicze jego.
Cyprjana była bladą, i drżała spoglądając na niego.
Migotanie płomyka oświecało tapczan i pieniek drzewa, na którym stała skorupa z wody święcony i kropidło. Izba zresztą była zaciemniona i gdy drzazga wydawała mocniejszy odblask, ukazywały się ubogie sprzęty przewoźnika.
Zewnątrz powietrze było ciężkie, w chacie zaledwie można było oddychać; atmosfera napełniona wyziewami dusznemi i zimnemi, które zwiastują konanie.
Djana stała przy łóżku Benedykta, Cyprjana zaś siadła opodal, mieszając napój w kubku fajansowym.
— I cóż Benedykcie — rzekła Djana — czy nam dziś nie odpowiesz? słyszałyśmy przecie jakieś nócił przed chwilą, dla czegóż teraz milczysz?
Starzec nic nie odpowiedział. Jego oddech zwykle ciężki i donośny, był obecnie tak słabym, że nie można go było dosłyszéć.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/454
Ta strona została przepisana.