Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/456

Ta strona została przepisana.

straciwszy odwagę, zamyślała uciec. Djana przeciwnie jeszcze bliżéj przystąpiła do łoża przewoźnika, a ująwszy rękę jego pomacała za puls.
Za dotknięciem paluszków dziewicy, Benedykt lekko drgnął. Westchnienie ciężkie wydobyło się z jego ust bezbarwnych i powieki mrugnęły jak gdyby uwolnione od czarów.
— Sobótka płonęła świetnym ogniem — odezwał się zmrużając oczy ze znużeniem, — widziałem jéj czerwony ogień przezedrzwi chaty... jest to dzień radości moje dzieci... tańczą na folwarku i bawią się w ogrodzie Penhoela... a biedny Benedykt sam pozostaje... i nie może umrzeć tak prędko
Djana wziąwszy kubek z rąk Cyprjany podała mu go. Benedykt wstrząsnął głową odmownie.
— Był czas — mówił dalej — gdy Penhoel przychodził żegnać się ze swemi konającemi sługami... Wtedy Penhoel nie zapomniał o wszystkéem co było dobrém i szlachetném... lecz jeszcze jest inne konanie i dla tego przebaczam synowi pana mego...