rzał... moja piękna Djano i powabna Cyprjano... miłe kwiatki.... Tak, tak... gdyby starszy Penhoel był wrócił, starzec widziałby jeszcze dni błogie... lecz się spóźnia... spóźnia... tak jakby Bóg sprzeciwiał się temu.
Odsunąwszy wtył włosy, oczy jego zaczęły się iskrzéć.
Obie siostry słuchały go z uwagą i ze wzruszeniem.
— Widzę wiele rzeczy — mówił starzec. Dla czegóż moja wola musi się stać bezskuteczną?
Dzieci... jeżeli jutro nie przyjdziecie, będę sam... gdyż wszyscy opuścili moje łoże cierpienia... Bóg odejmie mi jedyną radość na świecie...
— Lecz my przyjdziemy — przerwała Djana.
Cyprjana dodała usiłując się uśmiechnąć:
— Przecież przyjść muszę przygotować ci napój dobry ojcze Benedykcie, jestem przecież twoim lekarzem.
— Co do mnie — odpowiedział przewoźnik — nic nie potrzebuję, moje godziny są policzone...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/458
Ta strona została przepisana.