Djana i Cyprjana trzymały się za ręce. Ich powabne twarzyczki oświetlone słabo płomieniem migotliwym drzazgi, wyrażały melancholijne poświęcenie i ukorzenie.
Obie wierzyły wieszczym słowom Benedykta, obie pewne były że ich oczekuje śmierć bliska i gwałtowna. Poświęciły swoje dusze Bogu, lecz nie chciały uciekać.
Ofiara była spełniony bez wybuchów, z pobożną cichością. Spoglądały mężnie na śmierć męczęńską.
Po kilku chwilach, Benedykt przemówił jakby do siebie:
— Mój Boże! dla czegóż ukazujesz przyszłość tym którzy są zbyt słabemi ażeby zaradzić mogli nieszczęściu, lub je uprzedzić zdołali!... Odkąd ten człowiek postawił nogę na moim promie w czasie burzliwej nocy... odkąd błyskawica ukazała mi po raz pierwszy jego oblicze, głos odezwał się w głębi mego sumienia... od lat trzech widuję go w moich marzeniach nocnych i dziennych, gdy czuwam lub śpię... i zawsze widzę to samo! nieszczęście... nic jak nieszczęście!...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/462
Ta strona została przepisana.