dząc wzrokiem od Pontalesa do Błażeja — czyliż należy mówić przy wszystkich...
— I cóż? — zapytał Robert.
— Panie Margrabio — zaczął Makreofal.
— Panie Hiven — przerwał sucho Pontales — skoro p. Robert de Blois życzy sobie ażebyś mówił, to jest dostateczném pan Blois i ja składamy jedno ciało.... powtórzyłem ci już to ze 20 razy.
— Jeżeli tak... to słusznie... prawda że pan mi to powtarzarz raz 20... będę więc mówił:
Prawnik przestał pot ocierać i westchnął powtórnie.
— Przeklęty człowiek... istny szatan! — przemówił żałośnie — jeszcze ma pięść dość silną bo może strzaskać głowę jak orzech... Pytasz się pan, czy się opierał?... lecz nie tylko że się opierał, lecz nacierał na mnie i pobił....
— A akt? — zapytali chórem.
— Uderzył mnie kułakiem w piersi... bardzo mocno... pochwycił mnie za ramiona bardzo niegrzecznie... i... zepchnął ze schodów!...
— Biedny p. Hiven... ależ akt?
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/479
Ta strona została przepisana.