żając niby na nic, spoglądał na prawo i na lewo w krótkich przerwach. Jego czapeczka którą miętosił w palcach, nadawała mu pewną powagę, z czarnego cybucha fajki wyglądającego z kieszonki kamizelki, dymiło pasemko wyziewu tytuniu.
— Ah, ah — odrzekł, odpowiadając na przemowę Roberta.
Poczém się skłonił.
— Tak, mam wiele do mówienia z panem — powtórzył Amerykanin. — Założyłbym się że nie wiesz o tem, że jesteśmy sobie dobrze znani.
— Oh, Oh!-=rzekł oberżysta wytrzeszczając oczy.
— To pana zastanawia — powtórzył Amerykanin z rubaszną wesołością. — Czy nie przypominasz sobie żeś mnie kiedyś widział?... Spodziewałem się tego... Błażeju, mój chłopcze możesz sobie usiąść... w podróży nie robi się ceremonii... lecz wprzód podaj krzesło naszemu gospodarzowi... mój drogi panie, proszę mi nie odmawiać usiąść przy mnie... pomieścimy się wszyscy.
Oberżysta i Błażej usiedli.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/48
Ta strona została przepisana.