Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/481

Ta strona została przepisana.

wił Robert głosem chrapliwym od gniewu — tém gorzéj dla niego!...
— Przy pierwszém słowie które wyrzekłem — mówił Makreofal — zamknął mi usta powtarzając dwa lub trzy razy: „sam Bóg niedozwala ażeby Penhoel sprzedał posiadłość swoją.”
— Znów te wcielone djabły! — zawoła Błażéj — wiem ja od dawna że nie Bóg to sprzeciwia się sprzedaży pałacu, lecz po prostu dziewczęta... które korzystając z chwili gdy Penhoel zpiwszy się co wieczór, pada jak kloc na łoże, przychodzą do jego pokoju i udają widma.
— Zawsze one! — pomruknął Robert chcąc na kogokolwiek wywrzeć swój gniew tłumiony.
— A więc to dziewczyny! — rzekł Makreofal — dla tego to Penhoel wspominał mi nie raz o duchach i głosie nieba...
Cyprjana i Djana stały obok tuląc się do siebie; oczy ich napełniły się łzami radości, a każdy wyraz który słyszały, odzywał się wgłębi ich serca i zdawał się przemawiać do nich: