do roku podobnie zaspokajał pragnienie i to tylko z powodu obecnéj uroczystości.
Po kilku słowach, które mu Błażéj szepnął do ucha, powstał na nogi; wtedy można go było podziwiać w całéj okazałości.
— Oh! oh! — rzekł wesoło — a więc tu idzie o te aniołki!... zdaje mi się że to łatwo pójdzie.
W jego głosie odznaczała się taka wesołość i wyraz twarzy wyrażał taką rubaszność, że Błażej zapytał go:
— Czyś mnie zrozumiał?
— Doskonale! — odpowiedział nie zmieszany — gdy nas co gryzie, to się drapiemy... to rzecz prosta... czy amerykanin należy do tego?
— To jest jego pomysł.
— Dobry interes... dotąd jeszcze nie pracowałem w tym rodzaju... lecz każdy żyje jak może, nie prawdaż?
Zdawało się że Błażej liczył na niejaki opór, gdyż spoglądał na Bibandiera z zadziwieniem a nawet z niespokojnością.
Bibandier zdawał się domyślać o co rzecz idzie. Napełniwszy czarę, podał Błażejowi z serdecznym poruszeniem.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/490
Ta strona została przepisana.