Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/491

Ta strona została przepisana.

— Można się tu rozpięć, — rzekł wskazując palcem na grono wieśniaków kupiących się około ojca Gérauda — od dwóch godzin żaden nie przystąpił do beczki, tak uważnie słuchają baśni starego szynkarza... Napij się śpiochu... wiedziałem dobrze że nadejdzie czas, w którym Robert i ty będziecie zmuszeni chwycić się tego środka, i czekałem na was.
Spojrzenie jego które przybrało barwę melancholijny zwróciło się na jego wyszarzany kaftan.
— Miałem wielką potrzebę oporządzić się... Amerykanin i ty nie obchodziliście się dobrze z dawnym towarzyszem... lecz nie można płacić temu, który nic nie robi... nie prawdaż?... mówię więc, że bardzo mnie cieszy iż będę miał sposobność dla was pracować.
— Zawsze zuch z ciebie! — zawołał Błażej — bądź spokojnym... będziesz dobrze wynagrodzonym.
— Co się tycze tego — odpowiedział Bibandier — w swoim czasie i miejscu sam oznaczę... mówisz że to pilno.... a więc ruszajmy.
Błażéj nie ruszył się: jego spojrzenie wyrażało ciągłą nieufność.