Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/492

Ta strona została przepisana.

Rzeczywiście trudno było pogodzić wyrażenia Bibandiera z cierpką łagodnością malującą się na jego twarzy wychudłéj, bladéj i szpetnéj. Wydawało się również Błażejowi, że jego stary towarzysz uśmiechał się zbyt dobrotliwie mówiąc o morderstwie.
— A więc — rzekł z wachaniem — czy jesteś pewnym że ciebie ręka nie zawiedzie... one są tak młode i piękne...
— To mnie nic nie obchodzi — odpowiedział dawny ułan — każdy dla siebie... Nie mówię wszakże ażeby mi przyjemnie było zarzynać te biedne cherubinki... spodziewam się jednakże że mi pozostawiony będzie sposób wyprawienia ich na tamten świat, podług mego widzimi się.
— Zupełny... byle tylko wyprawić.
— Nie troszcz się o to...
— Chodźże więc — mówił Błażéj, i postąpił naprzód parę kroków.
Bibandier wypił resztę jabłeczniku w czarze pozostałą, i wyprostował swoje długie nogi dla doścignięcia Błażeja.
Po drodze Błażéj wytłómaczył mu czego żądają od niego. Bibandier słuchając go, nu-