cił arję z ruladami. Zanim przybyli do portu kruczego, Błażéj zatrzymał się i rzekł:
— Niech mnie djabli porwą jeżeli pojmuję ciebie mój stary. Lubo nie mam serca zbyt tkliwego, nie mógłbym jednakże śpiewać w téj chwili.
— Bo ty jadasz codziennie — odpowiedział Bibandier łagodnie i z uśmiechem — gdybyś był przez trzy lata na dyecie, to byś jeszcze może lepiéj śpiewał.
To było wymówione z taką słodyczą, jaką uważać tylko można za wykwintność okrucieństwa.
Zbliżając się do przewozu, Bibandier przerwał Błażejowi, który mu udzielał stosownych uwag:
— Jużem zrozumiał — rzekł — ułożyliśmy się o interess z małemi i będziesz ze mnie zadowolony... co się zaś tycze wydatku, potrzeba tylko dwóch chustek i parę powrozów.
— Ah! jest tu i Amerykanin, lecz nie sam... któż tam jest więcéj u djabła?...
Przed promem który już był odczepiony od pala, stało trzech mężczyzn...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/493
Ta strona została przepisana.