— Czy miały co przy sobie? — zapylał Robert z żywością.
— Bez wątpienia... bez wątpienia, — odpowiedział Bibandier, — ah! ktoby miał takie dwa aniołki w Paryżu, mógłby zrobić majątek... one potrafią przemknąć się przez dziurkę od klucza.
— Daj mi papiery! — rzekł Robert.
Bibandier odepchnął go zwolna.
— Nikt ich przecież nie zje mój poczciwcze — pomruknął — lecz potrzeba załatwić wszystko porządkiem... zdam sprawę wtedy, gdy już będzie po wszystkiém... a teraz cierpliwości...
— Ja chcę ażebyś mi oddał te papiery! — powtórzył Robert nakazującym głosem.
— Król mówi chcemy — pomruknął były ułan — ja zaś chcę, ażebyś mi się nie przykrzył, bo w przeciwnym razie — dodał prostując się — pozostawię ciebie mój synku i załatwisz tę czynność sam według upodobania.
— Nic nalegaj pan — szepnął Pontales do ucha Roberta — on chce kilka luidorów więcej, to się mu da.
— Teraz moi panowie — odezwał się Bi-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/518
Ta strona została przepisana.