Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/544

Ta strona została przepisana.

sądzili, że się ziemia rozstąpiła dla ułatwienia jej przejścia.
Wśród tłumów wołano:
— Benedykt Haligan! Benedykt czarownik!..
Widziéć go w téj chwili i miejscu było tak dziwném, jakby się ujrzało prawdziwe widmo z pod ziemi wychodzące.
Jakim sposobem mógł opuścić łoże, do którego przykuwało go konanie od kilku miesięcy? Jaka siła tajemnicza dopomogła mu do wstąpienia na pagórek?...
Wszyscy spoglądali na niego z osłupieniem.
Benedykt stał nieruchomy przy grobach, a jego oczy zapadłe zwróciły się najprzód na Bibandiera, który odwrócił głowę; potém na Pontalesa, Roberta, Hivena i Błażeja, którzy mimowolnie wzrok spuścili.
Po kilko-chwilowém milczeniu, stary przewoźnik pochyliwszy się, każdą trumnę unosił cokolwiek i opuszczał na ziemię kolejno.
Gdy się prostował, dostrzeżono lekki uśmiech na jego zwiędłych ustach.
— Niechaj Bóg ma w swojej opiece ży-