Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/549

Ta strona została przepisana.

jéj westchnień, nie widziała jak biedne dziecię doznawało wstrząśnień, i bladło nagle gdy ją boleści chwytały.
Oblicze Marty wydawało się z kamienia. Od zmierzchu siedziała nieruchoma na tém samém miejscu, jéj wzrok spuszczony nie objawiał myśli, a rumieniec znikł zupełnie z jéj lica. Kilka razy Blanka usypiając, przemówiła do matki, lecz ta jéj nie odpowiedziała. Było to zadziwiającym gdyż pani zwykle z przyjemnością rozmawiała z córką.
Gdy dolegliwe katusze udręczają duszę, stajemy się nieczułemi i głuchemi. Lecz jakież to były katusze?... Gdy córki stryja Jana były dla niéj obojętne za życia, czyliż ich śmierć zmieniła jéj oziębłość do tego stopnia, że ją dręczy rozpacz namiętna i rozdzierająca?... Albo téż jéj cierpienie pochodziło z innéj przyczyny?...
Marta była samą, nikt nie słyszał jéj zwierzeń. Jéj myśli wiadome były tylko jéj saméj i Bogu.
Gdy dźwięk bijącego zegaru doszedł jéj uszu, przenikając grube ściany, jéj głowa przechylona na zaplecznik fotelu, naprzód się