— A więc to jest prawdą!... — szepnęła — nie będę już ich widziéć... one są tam... w ziemi... czyliż mnie słyszą?... czy wiedzą że je zwodziłam... i o ile je kochałam!....
Złożyła ręce na kolanach; nie mogła łez ronić, lecz w jéj głosie płacz się objawiał.
— Biedne dzieci! — mówiła — drogie dzieci!... piękne dusze oddychające przywiązaniem i poświęceniem!... mniemały że są wzgardzone oziębłość zewsząd ich otaczała... jednak nigdy się nie uskarżały... przed dwoma dniami klęczały przedemnę jak anioły pocieszyciele... mówiły że pragnę dla mnie poświęcić życie swoje... a ja odpowiedziałam im szyderstwem... — oh! litości!... przebaczenia!... ja was kochałam.... kochałam namiętnie...
Łzy palące spływały teraz po jej licach, łkania wydobywały się z dyszących piersi.
— Kochałam was... Bogu tylko wiadomo ile byłyście mi drogie... Bóg był świadkiem mych męczarni...oh! nie wy jedne cierpiałyście... biedne dzieci... a teraz kiedy jesteście w niebie, módlcie się za mnie, gdyż pozostałam jedynie dla tego na ziemi, ażeby ciągle cierpieć.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/556
Ta strona została przepisana.