Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/557

Ta strona została przepisana.

Zamilkła. Cisza ciągle panowała na cmentarzu, a gdy znów mówić zaczęła, jéj głos był łagodny i pieszczony:
— Bóg jest dobry... wiem dobrze że niezadługo połączy mnie z wami.... jakże będę was całować... tam nie będę się ukrywać... ukażę wam moją duszę.... kochać... kochać się wzajemnie.... będzie to naszą radością w raju...
Wzdrygnąwszy się, podniosła nagle głowę:
— Blanka!... — rzekła — jakby jéj ktoś to imię szepnął do ucha — to prawda... zapomniałam o niéj...
Poczém dodała z goryczą:
— Zawsze ona pomiędzy mną i wami... zawsze... wy biedne męczennice... kochałyście to szczęśliwe dziécię, które wam wydarło moje przywiązanie.... Blanka.... tak!.... ja jestem jéj matką... muszę nad nią czuwać... i nie mogę przy was pozostać...
Zanim powstała, dotknęła ustami wilgotnéj ziemi pokrywającéj groby.
— Do widzenia... — szepnęła — powrócę jutro...
Wyszła z cmentarza. Powracając poprzednią drogą, wiatr który się wzmagał coraz