— Blanko... Blanko!...
Gdy usiłowała może po raz dwudziesty podnieść się na nogi, drzwi uchyliły się zwolna... nieograniczona nadzieja owładnęła, sercem biédnéj matki; jéj dusza malowała się w oczach, które chciwie zwróciły się na drzwi przez pół otwarte, a w których nie ujrzała nikogo.
— Blanko!... — szepnęła — oh! ty mnie zabijasz... to ty... nieprawdaż że to ty?...
Drzwi otworzyły się całkowicie i zamiast powabnéj twarzyczki Blanki, ukazało się w progu posępne oblicze Penhoela.
Remigeusz miał rozczochrane włosy, zmarszczki jego czoła głębiéj się wyryły, lica blade wyjąwszy plam krwistych które co wieczór występowały na jego wychudłe policzki w skutku opilstwa, a z pod zaognionéj powieki rzucał wzrok błędny i gniew oznaczający.
Opierał się oburącz o futryny drzwi, bo był pijany.
— Nakoniec zastałem ciebie — odezwał się bełgocząc — dawno już szukam ciebie... Wstań i chodź ze mną...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/579
Ta strona została przepisana.