dok którego Marta lubo nie mogła już bardziej zblednąć, lecz się wzdrygnęła i podniosła. Pierwsze wrażenie przestrachu było tak przejmujące, że przez chwilę zapmniała o córce.
Penhoel uśmiechnął się szyderczo:
— Jakże się przyglądasz temu pugilaresowi — rzekł — znasz go dawno, bardzo dawno... założyłbym się, żebyś wiele ofiar poniosła ażeby go odzyskać.
Tą razą nieomylił się. Był to ten sam pugilares który pokazywał Robert de Blois w dniu ś. Ludwika. Musiał on stanowić okropną broń przeciw Marcie, ponieważ dość było Robertowi pokazać go, dla przezwyciężenia oporu biednéj kobiety.
Najobojętniejszy człowiek ulitowałby się nad Martą w téj chwili. Nie pojmowała dotąd dokładnie ogromu nieszczęść, które nad nią ciążyły, lecz czuła że jéj serce pękało, włosy oblewały się zimnym potem, a twarz wyrażała tak okropne cierpienia, że nie mogłaby się bardziéj zmienić w godzinie konania.
Penhoel jednakże był nieubłaganym.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/583
Ta strona została przepisana.