Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/610

Ta strona została przepisana.

Remigeusz z zamiłowaniem odgrywał rolę kata, zdawało mu się że odgadywał łzy pod rękami Marty i to go zadowalniało.
— Teraz nie zaprzeczasz! — mówił przerzucając karty drugiego pisma — czy ci się już sprzykrzyło kłamać... spodziewałem się po tobie czegoś lepszego... być tak łaskawą słuchać mnie... jeszcze nas inne przyjemności oczekują tego wieczora... i to co pozostaje do czytania, jest bardziej zajmującém...
Marta nic nie odpowiedziała. Nadaremnie Penhoel udawał żartobliwą spokojność; stan opilstwa jego wzmagał się, głos ciężki i chrapliwy bełkotał wyrazy niezrozumiałe, a były chwile, w których z jego martwych prawie oczu, tryskały iskry.
— Tu inaczej postępujemy — rzekł — nie ma tu daty ani podpisu... jest to pisane codziennie... płakano przytém... jest to tytuł ciekawy... słuchaj uważnie...zaczynam:
„Już dwadzieścia razy biorę pióro do ręki, i ze dwadzieścia razy rozdarłam pismo... Jak ci wyrazić wszystko co się dzieje w mojém sercu... Jak ci donieść o wszystkiém co