Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/619

Ta strona została przepisana.

małżonko i on... milcz mówię... rozkazuję]... Wiesz dobrze że mówię prawdę... W dniu w którym po raz pierwszy zmarszczyłem brwi spojrzawszy na kolebkę Blanki, Bóg wydał ma mnie wyrok... Była to ostatnia znikająca nadzieja... Nic już nie ożywiało serca mego i potrzeba było uśpić udręczenia umysłu!... szukałem zapomnienia w pijaństwie, w grze, w miłstkach... i ile razy błąd popełniłem, to zawsze z twéj przyczyny...
Opuściwszy ramie Marty klęczącej, przystąpił do portretu brata:
— Ty i on! — rzekł z dzikim wybuchem gniewu — on nadewszyslko, który mi zatruł życie... on, najnikczemniejszy z ludzi!..
To mówiąc stanął pod portretem, i podniósłszy rękę, uderzył pięścią w płótno, które pękło w tém miejscu, gdzie były piersi: następnie tracąc do reszty pomiarkowanie, oberwał ramy i cisnął je na podłogę; poczém deptał nogami wizerunek swego brata objawiając wściekłą radość.
Wśród tego hałaśliwego zajęcia, nie dosłyszał otwjerających się drzwi salonu. Lampa bez szkła wydawała płomień dymny i drżą-