cy. Marta i Remigeusz nie dostrzegli, że się któś wcisnął do pokoju i stanął w cieniu za skrzydłem drzwi.
Remigeusz tupał nogami po płótnie rozdartmé, na którém nie można było już rozeznać malowidła.
Marta patrzała na niego przejęta zgrozą, jakby była świadkiem morderstwa.
Remigeusz zatrzymał się nareszcie, wycieńczony gniewem zajadłym i nie powściągniętym, właściwym opilcom.
— Ob! oh! stary Benedykt prawdę mówił że go zamorduję... teraz na ciebie kolej moja pani... — Szedł opierając się o ścianę i stanął nareszcie pod wizerunkiem ojca swego, pod którym zawieszona była szpada.
Już się nie śmiał; a odkrywszy głowę, przeżegnał się:
— Wszystko się skończyło dla nas obojga! — przemówił stłumionym lecz stanowczym głosem.
Naśladuj mnie... i odmów modlitwę...
Podparłszy się na rękojeści szpady, poruszał ustami jakby odmawiał modlitwę.
Marta zaczołgała się do niego na klęczkach
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/620
Ta strona została przepisana.