Ta strona została przepisana.
XVIII.
Godzina wygnania.
W tym człowieku stojącym w postawie wyniosłéj i śmiałéj z podniesiony szpady, Penhoel nie poznał swego stryja Jana; przywykł bowiem widzieć poczciwego starca z pochylony głowy z obliczem pokorném i łagodném. W pierwszéj chwili mniemał prawie, że to było przywidzeniem.
Cofnwąszy się o krok, machnął szpady w powietrzu, jakby chciał oddalić natrętne widmo, lecz szpada jego spotkała klingę Jana Penhoela wydając brzęk żelazu właściwy, który ocuca jak dźwięk trąby.