Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/629

Ta strona została przepisana.

odgłos dochodził do pałacu, dla dogodności żądajęcych przeprawić się przez rzekę.
Zesiadłszy z konia, Wincenty pobiegł do słupa, przy którym był przytwierdzony prom, którym przed chwilę przewiózł się Robert, i zamiast zadzwonić, wskoczył do promu i w krótce dostał się na brzeg przeciwny. Spostrzegłszy światło w chacie Haligana, pobiegł węzką ścieżką i w szedł do siedziby Benedykta.
— Niech ci Bóg błogosławi Penhoelu — przemówił do niego starzec — burza się zbliża... czuje to po bólach mego biednego ciała.
— Co słychać w pałacu? — zapytał Wincenty lękliwie.
— Pałac stoi jeszcze — odpowiedział Haligan nieporuszywszy się, leżęc wznak z oczami wrytemi w powałę chaty.
Wincenty odetchnęł.
— Obawiałem się... — szepnął, poczém dodał wesoło:
— Jak się ma mój dobry ojciec?
— Twój ojciec ma się tak, jak człowiek wypędzony z jedynego miejsca przytułku... odpowiedział Haligan