Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/630

Ta strona została przepisana.

Wincenty cofnął się zdumiony.
— Jakto? — zawołał — czy Penhoel wypędził mojego ojca?
— Mój syna — odpowiedział przewoźnik — Penhoel nie może nikomu udzielić przytułku... gdyż sam jest tułaczem...
— Oh! — rzekł Wincenty niedowierzając temu co słyszał — a pani?...
— I pani także.
— A moje siostry?...
— Nie żyją... — odpowiedział Benedykt przeżegnawszy się.
— Nie żyją! — powtórzył Wincenty padając na kolana — moje siostry... moje biedne siostry...
A Blanka?...
Benedykt wstrzymał się z odpowiedzią.
— Czyś napotkał kogo na drodze? zapytał nareszcie.
— Tak — wyjąknął Wincenty.
— Czy ten człowiek trzymał co na ręku?
— Tak — odpowiedział młodzieniec.
— A więc — rzekł Haligan — on trzymał Blankę, twoją kuzynkę...