głowa jego która się podniosła z dumą, spadła na piersi. Potknął się o szczątki ram w których był portret Ludwika; poczém jego wzrok bojaźliwy i niespokojny, zatrzymał się na Marcie.
— Gdyby przynajmniéj ktoś mnie kochał... wyrzekł z rospaczą.
Marta powstała nakoniec i zbliżyła się do niego.
— Remigeuszu... — odezwała się — dopóki mnie nie wypędzisz, zostanę przy tobie...
i będę ciebie kochała...
Te ostatnie słowa wymówiła z wysileniem, bo myślała o córce. Stała ze spuszczonym wzrokiem przy Penhoelu, który się jéj przypatrywał w milczeniu.
— Oh Marto!... Marto!... — poszepnął — gdybyś chciała...
Poczém odwróciwszy się do stryja Jana, pokazał palcem na leżące szpady.
— Dziękuję — rzekł.
I postąpił ku drzwiom salonu, starzec zaś i Marta szli za nim.
Przebyli razem pusty kurytarz, i zeszli z wielkich schodów gdzie także nikogo nie
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/641
Ta strona została przepisana.