Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/659

Ta strona została przepisana.

Robert z trudnością mógł powściągnąć niecierpliwość swoją.
— Kiedyż przecie skończysz? — zapytał.
— Jeszcze mnie tykasz! zawołał śpioch. — Amerykaninie! mój synku, jak widzę uparty z ciebie kozioł... i zaczynam się obawiać, ażeby nasza rozmowa nie zmieniła się w kłótnię.
Błazéj przestał się uśmiechać.
— Zobaczemy... — rzekł Robert zaczynając się niepokoić — daję ci 10,000. fr. dochodu, lubo to jest niedorzecznym.... lecz nie wypada nam wszczynać między sobą zatargów.
— Dla ciebie może nie wypada mój miły panie, ale mnie to wszystko jedno... słuchaj zatém... każdy ma swoje ułomności... od lat 3. codziennie myślałem o przyjemności, jakiéj w téj chwili doznaję... w istocie — dodał śmiejąc się — trzy lata to niezbyt wiele... gdyż dziś już bawię się przewybornie...
Robert z opuszczoną głową zdawał się zastanawiać.
— I gdy sobie pomyślę, że będę się bawił podobnie przez lat trzy — mówił Błażéj na honor, nie posiadam się z radości.
Robert spojrzał z ukosa na szpadę stryja Jana