Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/661

Ta strona została przepisana.

Robert chrapliwym głosem i ze ściśniętemi zębami
— Tak, to jest ostatnie moje słowo — odpowiedział śpioch — i nie odstąpię na jotę... — dasz mi wszystko! albo mospanie będę jadł sam wyborną wieczerzę którą dla siebie rokazałeś przygotować, i będziesz mi usługiwał do stołu.
— No! — rzekł Robert udając wesołość — jak uważam, nie można z tobą pomówić rozsądnie tego wieczora... potrzeba pomyśleć o czém inném...
Domawiając tych słów głosem dobrego humoru, Robert bawił się podstawą lampy, a wśród uśmiechu, ręka jego śliznęła jak błyskawica i pochwyciła szpadę stryja Jana.
Lecz śpioch miał się na baczności, ho jakkolwiek Robert z nadzwyczajną szybkością odwrócił się dla zadania mu razu, już jego towarzysz stał na śroku sali ze szpadą Penhoela.
— Oh, oh! — mój zuchu! zawołał Błażéj przybrawszy postawę do połykania się — znam ciebie od ucha do stóp... ty zawsze szachrujesz bo taki twój charakter... lecz w téj grze którą rozpoczniemy zdaje się że można sfilować kartę.
Robert powstał. Być może iż nie był śmiałym