Podróżnym był nasz przyjaciel Stefan Moreau malarz, przybywający z Redon.
— Muszę jednakże dziś jechać — odpowiedział.
— Mówie panu, że nie ma miejsca!
— Nie jestem wybrydnym... pomieszczę się gdziekolwiek.
— Oto uparta głowa! — pomruknął konduktor — mówię wyraźnie, że nie ma miejsca! udaj się pan naprzeciwko, ztamtąd wyjeżdża także bryka do Paryża.
— Powracam ztamtąd właśnie — rzekł Stefan — nie chcieli mnie przyjąć.
— A więc ustąp pan... pocztylionie ruszaj!
Pocztylion trzasnął biczem, konie w miejscu dreptały. Stefan stał w pośrodku jak Spartanin pod Termopilami, nie myśląc wcale ustąpić. Próżniacy i żebracy cisnęli się do wejścia bramy, pragnąc zbadać przyczynę przeszkody zatrzymującej dyliżans. Najszczuplejsi przesuwali się pomiędzy ciasną przestrzenią będącą pomiędzy ścianą i kołami dyliżansu, roztropniejsi okrążali bramę, udając się przez sień hotelu.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/685
Ta strona została przepisana.