wietrzjk wznosił się na bagniskach. Stefan wyobraził sobie teraz, że siedzi pod drzewem, w godzinie schadzki nieumówionéj wprawdzie, lecz nigdy się nie zdarzyło ażeby o téj porze, nie doczekał się Djany.
Lekki szmer dawał się słyszeć za kasztanami, serce Stefana bić zaczęło, jego wzrok uśmiechający zwilżony był łzami.
Djana nadchodziła. Jakże była piękną? O szczęście pierwszéj miłości! To co z sobą mówili czyliż można określić? Czyż serce potrzebuje ust do przemawiania?
Djano, Djano!... może jeszcze wczoraj piękna dziewica usiadła pod ulubioném drzewem... Teraz nic... rozłączenie... Głowa Stefana zwieszała się na piersi, ręce miał złożone jak do modlitwy. Anglik spał w kącie.
Poczém, serce młodego malarza przez chwilę miękkości oddane, wzmacniało się ożywczą siłą. Uczuł on w sobie męztwo i środki do zwalczenia przeszkód tamujących mu powrót do Djany, która była dla niego nagrodą i wieńcem zwycięzcy.
O téj godzinie, Roger bezwątpienia dopełnił włożonego na niego zlecenia. Djana
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/696
Ta strona została przepisana.