ten spór był mu nieznośnym. Przyjrzał się ze zmarszczonemi brwiami szlachetnéj i pigknéj twarzy swego towarzysza podróży, którą przed chwilą podziwiał z serca, i od téj chwili zapatrywał się na niego innym wzrokiem.
Ta fizjonomia wyniosła i łagodna, wydawała mu się teraz zbyt poziomą i złośliwą.
— Skończmy o tém — rzekł z gniewem — w naszém położeniu, kłótnia byłaby nadzwyczajnie śmieszną... Z resztą przekonany jestem, że w niektórych przedmiotach zdanie pańskie nie może być zgodném z wyobrażeniem artysty.
— Ah, ah, ah! — wykrzyknął po trzykroć anglik pan jesteś artystą!... W istocie szkoda pana!... brakuje rąk do uprawy ziemi... mało jest piekarzy... krawcy potrzebują czeladzi... i są jeszcze ludzie którzy się nie wstydzą przyznawać do próżniackiego życia... to jest godném politowania...
Stefan podniosł się, tupnął nogą, i już miał wystąpić w wyzywający sposób, lecz anglik spoglądał na mego obojętnym wzokiem i uśmiechał się wzgarliwie; a gdy Stefan chciał mówić, on wzruszył ramionami, zmrużył oczy i oparł głowę na swym pięknym, szalu kaszmirowym mówiąc:
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/704
Ta strona została przepisana.