— Hi... Dindonet!... mazgaju... hi! Koko, stary próżniaku!
Koko i Dindonet były to konie u bryki, któréj woźnica chciał wyścignąć dyliżans.
Pocztylion dyliżansu usiłował ile możności ażeby się nie dać wyprzedzić, lecz dwie szkapy przeciwnika odniosły zwycięztwo.
Nabob i Stefan widzieli zwolna mijającą brykę długą i zakurzony.
W tymże czasie Stefan wymieniał swoje nazwisko i powołanie; lecz Montalt go nie słuchał. Spojrzenie jego bystre i ciekawe zwracało się na przód bryki gdzie siedziały dwie zachwycające dziewczynki ukrywające swoje twarzyczki pod słomianemi kapelusikami.
— Do kata!... — pomruknął Montalt — widziałem przecież wiele pięknych kobiet, lecz nie zdarzyło mi się widziéć powabniejszych.
Stefan mówił:
A że nie mam rodziny... przyjąłem więc chętnie przełożenie tego szlachcica bretońskiego, który mnie wezwał dla przyozdobienia
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/717
Ta strona została przepisana.