— Jestem na jego rozkazy... mówiłeś że się nazywasz Stefan Moreau i wstępujesz w ślady Rafaela... piękny zawód na honor! cieszy mnie żeś nadewszystko, że nie jesteś szlachcicem.
— Jakto?... pan nienawidzisz szlachty?
— Mniej jak bretonów a cokolwiek więcéj jak kobiet... uprzedzam pana zresztą, że oprócz tych trzech kategoryj, jestem filantropem dla wszelkich innych.
— Nienawidząc prawie części rodzaju ludzkiego?
— Mniejsza o liczbę... lecz przejdźmy do przedmiotu bardziéj zajmującego... najprzód oświadczam ci mój młody towarzyszu, żeś mi się bardzo podobał... a ty czy możesz to samo o mnie powiedzieć?...
Czarne iskrzące oczy Montalta wyrażały szczególniejszą ważność, jaką przywiązywał do odpowiedzi Stefana. Było to oświadczenie przyjaźni zbyt porywcze.
Młody malarz wachał się rzeczywiście, a w miarę tego, twarz Montalta zasępiała się.
— Mylordzie! — rzekł nakoniec. Stefan cokolwiek oziemble — pan jesteś człowiekiem
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/719
Ta strona została przepisana.