możnym... ja zaś ubogim artystą... cóż więc pana może obchodzić moje zdanie?
— To się znaczy, żem się panu nie spodobał? Pozwól pan... gdyby mi się zdawało przyzwoitém mówić otwarcie...
— Mów! zawołał anglik nie ukrywając urazy proszę bardzo, mów otwarcie.
— A więc Mylordzie... z pierwszego wejrzenia doznałem szczególniejszego wrażenia...
coś mnie nakazywało szanować pana...
— Nie chcę szacunku!
— Czyli raczéj kochać... następnie wyniknął między nami spór dziwaczny...
— Więc pan o tém ciągle myślisz?
— Oh! nie, bynajmniéj... i żeby od razu wynurzyć panu... jak to powiedzieć... to co mnie od niego odpycha, to nienawiść do pewnych kategoryi, a mianowicie pogarda jaką dla kobiet okazujesz.
— Oh! oh! jak widzę pan jesteś zakochanym panie Stefanie.
— Szalenie Mylordzie.
— Do kata!... w twoim wieku... powinienem się był tego spodziewać... otóż to
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/720
Ta strona została przepisana.