się w miejscu Stefana, zachował uśmiech życzliwości i ojcowskiej opieki; inną razą, jego brwi marszczyły się, a myśl gorzka zasępiała jego blade oblicze; bo wtedy słuchał samego siebie, odnosząc się myślę w ubiegłą przeszłość, która tak boleśnie zraniła jego serce.
— Oh! Mylordzie! — zawołał młody malarz składając ręce — wszystko to już się skończyło... i dziwi cię może, że mając dopiero lat 20 wspominam przeszłość... o! Djano... moja biedna Djano!... czyliż cię kiedy ujrzę?...
Montalt ścisnął usta i oparł głowę o poduszkę pojazdu. W téj chwili doznawał goryczy oddalonego wspomnienia które się odżywiało i zakrwawiało dawną ranę duszy.
Stefan nie zwracał na to uwagi.
— Ty sam nawet Mylordzie — mówił w zapale — ty, który wszystkiemu zaprzeczasz...
byłbyś ją pokochał jak ja... jestem tego pewny. Czemuż nie mogę ci jéj pokazać pod cienistemi kasztanami tego czarownego ustronia...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/725
Ta strona została przepisana.