nych... przez ten czas będziemy pracowali... i jeśli nam Bóg dopomoże, córki Jana Penhoela nie będę potrzebowały cudzej opieki... ale... każ mi dać wieczerzę, gdyż straciłem w drodze ostatni grosz, a jeść mi się chce wilkowi.
Stefan zadzwonił, Roger zasiadł przed szczętkami wieczerzy podróżnych.
— Jeszcze nie jest tak źle — mówił naładowanemi usty — i winienem podziękować przypadkowi, że mnie z tobą połączył... gdybym ciebie tu nie zastał, byłbym zgubiony... nie mógłbym się ruszyć ani naprzód ani w tył... zostawiłem bowiem zegarek w pałacu, a mój ubiór myśliwski nie wart luidora... niech żyje kuchnia traktierni! wszystko jest obrzydliwe, a przecież się zjada z przyjemnością.
— Pomówmy o tém co się dzieje w pałacu — mówił Stefan.
— Bynajmniéj... potrzebuję całéj odwagi ażeby dokończyć kotlety... naléj mi wina...
biedny Stefanie, może ciebie gniewa moja Wesołość... lecz nie uwierzysz, jak mnie to cieszy żem ciebie spotkał... podróż moja
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/737
Ta strona została przepisana.