Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/747

Ta strona została przepisana.

— I ja ręczę że ma talent — zawołał Roger ujmując rękę Montalta — pan masz szlachetne serce mylordzie... i jeżeli Stefan ci odmówi, pogniewam się z nim na prawdę.
— Przyjmuję — odezwał się malarz z cicha.
— A ja ci dziękuję mój przyjacielu... co do naszego wesołego towarzysza Rogera...
—Ah! w istocie — przerwał Roger wzruszając głową — mylord bardzoby wielki talent okazał, gdyby poznał do czego jestem zdolny... bo nie umiem nic a nic...
— To tylko leniwcy podobnie mówią panie de Launoy... jeżeli zechcesz przyjąć przy mnie jako przy twoim przyjacielu obowiązki, to potrzebuję koniecznie sekretarza...
Roger miał łzy w oczach; nabob zaś zdawał Się być bardziéj wzruszonym od niego.
— Wiem dobrze — mówił z pomieszaniem pochodzącém z najczystszego źródła delikatności — że młodzieniec dobrze urodzony... przywykły do życia... Lecz powtarzam panu... że przedewszystkiém jestem jego przyjacielem...