przed tobą nieszczęście do ostatniéj chwili... czyliż nigdy nie dostrzegałaś łez w jéj oczach?
— Oh! tak... bardzo często.
— I nie uważałaś pani, że mnie upatrywała, ażeby pomówić na osobności...
— Tak... — odpowiedziała Blanka.
— Bo byłem jéj powiernikiem... widziałem ile cierpiała biedna kobieta... usiłowałem ją pocieszać, lecz nie zdołałem ocalić...
— Mój Boże... mój Boże... — szepnęła Blanka — cóż się z nią stało?
— Ojciec twój pani sprzedawał częściowo folwarki, młyny, lasy, a nareszcie i pałac — odpowiedział Robert, którego szczera fizjonomia nadawała moc przekonywającą. — Pontałes wszystko od niego zakupił... Pontales, który uchodził za jego przyjaciela... twoja zaś matka, która pokłada we mnie zupełne zaufanie, prosiła ażebym cię odwiózł do Rennes, gdzie się z nami połączy.
Błażéj który naprzód jechał, nie mógł się wydziwić, dla czego Robert wysila się na wykręty rozmyślnie, ażeby się obarczyć dziewczyną chorowitą i płaczącą, bez majątku, słowem darmozjadem.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/761
Ta strona została przepisana.