się obrzydliwie chcąc nadać kształt przyzwoity swéj figurze.
— Oto już talia ułożona... — rzekł Błażéj — gdybyś mi raczył teraz pokazać amerykaninie jak się króla filuje.
Robert okazał znak zniecierpliwienia.
— Wszak widzisz że jestem zajęty rachunkiem... — odpowiedział — ile razy mi przerywasz, tyle razy muszę na nowo rozpoczynać... gdyby nie ty... jużbym skończył moją martyngałę.
— Ah! ab! — rzekł śpioch — śliczny to ptaszek twoja martyngała.
— Dość tego proszę cię! — odezwał się Robert.
Blażéj milcząc tassował karty.
— Bądź spokojny amerykaninie... nie będę ci przeszkadzał — mówił Błażéj — sam sobie dam radę — i rozłożywszy karty na stole zajmował się rozmaitemi sztuczkami.
Ktoś do drzwi zapukał:
— Ah! — odezwał się Bibandier uradowany — otóż moje papiloty!
Błażéj szybko zebrawszy rozłożone karty, ukrył je w rękawie szlafroka.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/767
Ta strona została przepisana.