Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/769

Ta strona została przepisana.

uderzał się w czoło i widocznie pasował z jakąś myślą.
Bibandier był zachwycający w papilotach różowego koloru.
Żołnierz po skończonéj operacyi włożywszy kaszkiet na głowę, stanął blisko drzwi.
— Dość na dziś, nie prawda? — odezwał się baron.
— Tak... ale panie Bibandier, pan mi obiecałeś dziś dać a conto — odezwał się żołnierz kładąc płaszcz na siebie.
— Być może... — rzekł Bibandier sięgając do kieszeni — ale mam tylko bilety bankowe... dostaniesz inną razą.
— Zegnam panów — wymówił z żalem biedny żołnierz kłaniając się wszystkim z pokorą. Zaledwie wyszedł, gdy kawaler las Matas powstał szybko uderzywszy w stół pięścią. Archimedes musiał mieć taką twarz jaśniejącą gdy przebiegał w swoim historycznym ubiorze ulice zdziwionéj Syrakuzy.
— Odkryłem ją! — zawołał — odkryłem!
— Twoją martyngałę? — zapytali jednocześnie Błażéj i Bibandier.