się wzięcia awanturniczego... ponieważ zaś nie jest bardzo biegłym, a nadto czując się bogatym, przeto nic go nie nagli... lecz jeżeliby kto potrafił przedstawić mu, że bez narażenia się można cóś uskutecznić, widzielibyście wtedy jak by się chwycił...
Służący przyniósł biszof dla barona.
— Poznałem go z gruntu... — mówił Robert — ten człowiek nie jest obłudnym, przekonałem się o tém... gdybyś mu powiedział żeś skradł skarbonkę w kościele, toby go bynajmniéj nie zadziwiło... lecz co najbardziej trafia do jego przekonania, to to, ażeby zniszczyć banki domów gry.
— Niech żyje martyngała! — zawołał Blażéj.
— Wiwat! — powtórzył Bibandier.
— Pijcie... pijcie moje zuchy!... a jednakże moja martyngała z któréj się naśmiewacie, zjedna nam przyjęcie w domu Montalta.
— Bynajmniéj! — odezwał się Bibandier ten Montalt zna się na ludziach... przekonawszy się że jestem dobrze wychowanym, zaprosił mnie na obiad... cóż prostszego?
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/776
Ta strona została przepisana.