panie Robercie — rzekł oschłym tonom — tym lepiéj dla nas będzie.
— Mniejsza o to... mniemałem że ci to sprawi przyjemność... jeżeli zaś stryjaszek z Ameryki jest tylko urojoną istotą, wtedy wróciemy Blankę jéj strapionjé matce, i zajmiemy się szczerze Berry-Montaltem, byłym naczelnym wodzem wojsk króla Antypodów...
oh! za tego ręczę jak za samym sobą... lecz w obu przypadkach, należy czekać... przekonać się... a my nie możemy...
— Z powodu? — rzekł Błażéj — mamy przecież pieniądze.
— Tak... ale termin odkupu przypada za dni kilka.
— Jakiego odkupu?
— Odkupu naszych folwarków, młynów, łąk i lasów dóbr Penhoela.
— Więc ty jeszcze o tém myślisz? — wykrzyknęli Błażéj i Bibandier.
— O tém tylko myślę! — odpowiedział Robert — do kata! zapominacie jak uważam, że to jest prawny spadek mojéj drogiéj narzeczonéj... to mnie wyłącznie zajmuje... i gdybyście byli obdarzeni wzniosłemi sercami...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/792
Ta strona została przepisana.