burzyć... i kto wie, czy go nie wygnamy z jego własnego zamku.
Baron zatarł sobie ręce mówiąc:
— Podejmuję się wykonać ten wyrok... ah! panie margrabio... toby było śmieszne gdybym mu powiedział: idź kochanku... pozwolę ci jednakże zjeść w kuchni wieczerzę...
zuchwalec!...
— Przedewszystkim zaś — odezwał się Błażéj — należy się zastanowić nad małą przeszkodą... wszakże dobra Penhoela zastawione są za 500,000 fr.
— Tak.
— Zdaje się, że nam brakuje cokolwiek...
— Potrzeba się postarać o resztę.
— Pragnąłbym z duszy... ale jak?
— Nie mówię ażeby to było łatwém... odrzekł Robert — lecz tego wieczora będziemy mieli wstęp do pałacu Mylorda, korzystajmy więc z tego... niech każdy z nas przyjmie udział w zamierzoném przedsięwzięciu... i tak: ty Błażeju przy twojj ézręczności, staraj się zbadać miejscowość... ty zaś Bibandierze, możesz zwęszyć gdzie się gnieżdżą djamenty, które się wyrywają zębami... ja zaś zachowam
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/794
Ta strona została przepisana.