chwilę stała oparta na harfie, gdy świece wydały ostatni odblask i zgasły. Wtedy spojrzawszy na pustą aleję i westchnąwszy z całych piersi, cichym głosem wyrzekła:
— Chodźmy Cyprjano.
Poczém wziąwszy harfę, obie udały się przez plac Ludwika XV idąc zwolna i ociężale.
Djana trzymając w pół siostrę, mówiła:
— Przecież nie codzień tak się zdarzy, żeby nic nie zarobić... jutro może się nam lepiej powiedzie.
— Mówiłaś mi to samo wczoraj wieczór... gdy nam było zimno... że jutro przestaniemy cierpieć... oh Djano! w Bretanii najubożsi mają kawałek chleba... gdy my tutaj, prawie z głodu umierać musiemy.
Djana zatrzymała się oparłszy harfę o ziemię.
— Spocznijmy... jestem bardzo strudzoną.
Obie usiadły.
Gdyby Roger o tém wiedział — mówiła Cyprjana — on jest teraz bogatym i Stefan także, lecz być może iż o nas zapomnieli...
— Oh! nie nie... odpowiedziała Djana — Stefan ma szlachetne serce.
— Jesteśmy tak nieszczęśliwe... Gdy ich widzę jadących w pięknym pojeździe, zawsze wesołych, śmiejących się... pytam się sama
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/808
Ta strona została przepisana.