sobie: że jeżeli nie przyszli, to dla tego, że nas kochają...
— Ja też samą myśl miałam... oh! dałby to Bóg... lecz gdybyśmy się były ośmieliły, mogłybyśmy, ich tego samego dnia wynaleźć, gdyż jak się zdaje, towarzysz ich podróży stał w przedsionku Panny Maryi i w chwili gdy nas upatrywał, myśmy ich szukały.
Djana odpowiedziała po chwili:
— Rzecz dziwna... jak rysy tego człowieka głęboko są wyryte w mojéj pamięci... zdaje mi się, że go widzę... jakie oblicze szczere i wzniosłe... nie widziałam jeszcze piękniejszego mężczyzny...
— A jak on na nas spoglądał w czasie podróży... nie wiem... ale zdawało się, że nas znał i kochał... — Cyprjana mówiła to spokojniejszym głosem, jakby zapominała o swym cierpieniu, lecz przy ostatnich słowach głos jéj osłabł i Djana widząc że się zachwiała, zaledwie ją zdołała przytrzymać.
— To nic — szepnęła — mój Boże... jeszcze mamy daleko do domu... i nie wiem jak dojdę...
— Zaniosę ciebie — mówiła Djana przytulając ją do serca — oh! to mnie zabija gdy ciebie widzę cierpiącą... słuchaj... to jest ostatni dzień cierpień naszych...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/810
Ta strona została przepisana.