Remigeusz spojrzał na niego ociężałym i bezmyślnym wzrokiem.
— Dobry wieczór — pomruknęł — nie mam już wódki... — i wskazał palcem na próżną butelkę.
Stryj Jan udał że tego nie słyszy i zwrócił się do łoża chorego, Remigeusz zaś mruczał pod nosem:
— Oni to są przyczyną wszystkiego... mój brat i moja żona...
— Jakże się masz biedny Géraudzie? — mówił stryj Jan.
Géraud chciał się podnieść.
— Niech ci Bóg błogosławi Janie Penhoelu — odpowiedział słabym głosem — cięgle mam febrę... ah! gdybym zeszedł ze świata, toby było najlepiéj, bo czuję że nie mógłbym już pracować...
— Wyjdziesz z tego mój dobry przyjacielu... i doczekamy się dni szczęśliwych.
— Nie wiem — odpowiedział oberżysta — nie wiem stryju Janie... gdybym tylko widział syna pana mojego... i naszą biedną panią w błogiém położeniu, umarłbym spokoj-
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/838
Ta strona została przepisana.