nie... nie będę przebierał w pracy... będę robił co mi rozkażecie”...
— Biedny ojciec... — pomyślała Djana, która słuchała ze łzami.
— „Nie wymagam wielkiéj zapłaty.... — mówił Jan de Penhoel — dacie mi co łaska jak zasłużę...” lecz już drzwi się przymykały zanim skończyłem... albo téż pytali mnie: „poczciwy staruszku, co umiesz robić?”... niegdyś umiałem jeździć konno, robić bronię i szpadę... nie potrzebowałem zajmować się czém inném, bo dzięki Penhoelom którzy mnie żywili; a teraz, gdy syn brata mego nie ma kawałka chleba dla siebie, ja mu nie mogę go zapewnić!*.. Mówiłem im jeszcze: że będę kopał w ogrodzie, będę nosił ciężary, zamiatał stajnie... miejcie litość... choćbym usługiwał waszym tylko domownikom!“... Nie... nie... zawsze taż sama odpowiedź... W tym ogromnym Paryżu gdzie tyle złota krąży, gdy kto jest biedny i ma siwe włosy, musi się położyć na ulicy i oczekiwać śmierci...
Djana słuchała z natężoną uwagą. Marta
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/840
Ta strona została przepisana.